czwartek, 31 października 2013

Pierwszy dzień w Bangkoku

No i pierwszy dzień w Bangkoku mamy za sobą. W wielkim skrócie: najpierw obiad i spacer po Khao San Road (taki odpowiednik La Rambla w Barcelonie, tyle że dużo mniejsza).

Pózniej podróż Tuk Tukiem do chińskiej dzielnicy China Town - niestety robiło się już ciemno i zamykali kramy z blichtrem i odpustem.

Następnie powrót na Khao San, masaż styranych stópek.

Co warto wiedzieć, to wszystkie te rzeczy kosztują naprawdę niewiele (np . Tuk Tuk to 2,5 pln od osoby a masaż półgodzinny to wydatek rzędu 12 pln).

Po drodze sprawdziliśmy smak i zawartość wyskokową wiaderek alkoholowych (tzw. coctail bucket) w trzech lokalach, by finalnie osiąść w klubie z umca-umca. Impreza rozwijała się z minuty na minutę a my zostaliśmy gwiazdami imprezy. Co rusz ktoś pytał "where are you from?" a gdy tańczyliśmy to zachwytom nie było końca. Wychowani na "Szubi-dubi ju ken dens" nie daliśmy najmniejszych szans Tajom. Faktem jednak jest, że ich dziecięca natura (naiwność?) oraz poważne braki w wyczuciu rytmu nie pomagają im w tańcu...

Marcin twierdzi, że rano będzie kac, ale uważam, że by zaistniał kac najpierw należy wypić alkohol a nie wiaderka koktajlowe zawierajace w 95% soczki i wodę.
Tak czy siak bawimy się jak damy. Jak nie damy to się nie bawimy. (Tak wiem, stary dowcip...;)

Buziaki i do spania. Bo jutro w planie są świątynie i posągi Buddy. Poważna sprawa.



2 komentarze:

  1. Wyglada na to ze jest wam dobrze z czy bez alkoholu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wyglada na to ze macie sie dobrze niezaleznie czy z czy bez alkoholu :) Troche zazdroszcze....

    OdpowiedzUsuń