poniedziałek, 4 listopada 2013

"Where are you from?", czyli bawimy się jak damy...

Już pierwszego wieczora, wbrew sobie i swojemu purytańskiemu usposobieniu postanowiliśmy iść w tany. Zaczęliśmy od stonowanej kolacji (obowiązkowe Pad Thai z krewetkami / kurczakiem). Potem szlajaliśmy się od knajpy do knajpy szukając najciekawszego miejsca. Wszędzie częstowano nas wiaderkiem koktajlowym z zanużonymi w nie czterema słomkami. Jak to mówią, mała rzecz a cieszy. Litrowe wiaderko za niespełna 30 pln.



No ale że wiaderka miały więcej lodu i soku niż alkoholu - a my na trzeźwo dostajemy szału -postanowiliśmy doprawić to co nieco. Asia miała pomysł: trzeba zjeść skropiona. Jak powiedziała, tak zrobiła. Przyjemność za 8 pln.



Po kilku knajpach przyszła kolej na clubbing. Na Koa San znaleźliśmy tylko jeden klub. Na początku było w nim niewiele osób, ale z czasem tłum gęstniał jak na tajskim promie (wiem, słaby żart... ale zawsze żart). Jako że nas nie da się "nielubjeć", zaczęto nas oblegać. Nie boję się stwierdzenia, że zostaliśmy gwiazdami parkietu. Cała reszta parkietu było tylko tłem.
Tak czy siak, mając status gwiazd (zagraniczniaki*) bawiliśmy się jak damy. Można było się ocierać, a wszyscy (faceci też) piszczęli jakby spotkała ich przygoda życia. No i w konsekwencji małe wianuszki dookoła nas, fotki z nami w tle (myśleli, że tego nie widać?) i próby zagadania: Where are you from?
Mimo że impreza halloweenowa się skończyła kilka dni temu do dziś ze sobą korespondujemy i wysyłamy im paczki z ciuchami, słodyczami i proszkiem.

* pamiętacie jak w latach 80-tych przybysze z Niemiec mieli u nas status gwiazd (lepszych)? Tak trochę to wyglądało z nami. A przynajmniej takie mieliśmy wrażenie...




Skoro mowa o zabawie, to należy też coś wspomnieć o męskich toaletach. Pomijając ich wątłe walory estetyczno-higieniczne chciałbym położyć nacisk na relacje interpersonalne jakie w nich zachodzą. My, prości ludzie z Pornokrainy jesteśmy przyzwyczajeni doświadczać w toaletach ciszy i spokoju.
Jakże więc wielkie było moje zdziwienie, gdy na imprezie, po załatwieniu swoich fizjologicznych potrzeb podszedłem do umywalki by umyć ręce i w momencie gdy je myłem, nagle moje barki zaczął masować nieznajomy Taj. Zamarłem ze zdziwienia, a on spokojnie zaczął rozmowę łamanym angielskim. Ja nawet nie zdążyłem odpowiedzieć mu na pytanie skąd jestem, a on jak mnie nie chwyci obiema rękoma za kark i głowę, jak mną nie szarpnie najpierw w lewo (chrup!), potem w prawo (chrup!). Za chwilę naciągnął mnie plecami na swoje plecy (znowu chrup!), na końcu jedna ręka (coś przeskoczyło), druga ręka (to samo). Stałem przed lustrem. Woda w kranie nadal leciała. A tajski chłopak uśmiechnął się tylko i patrzył.
- Mam ci za to zapłacić? - spytałem zmieszany całą tą sytuacją.
- Tak.
- Ale ile? - spytałem.
- Ile chcesz.

Druga ciekawa toaletowa historia wydarzyła się dwa dni pózniej. Podczas obowiązkowego, acz niesamowicie obleśnego ping pong show. (Bynajmniej nie chodzi tu o grę paletkami. Kto chce niech sobie sprawdzi u wujka Googla.)
Wizytując toaletę zauważyłem, że jest ona przechodnim pomieszczeniem dla ping pongownych mistrzyń. Nie zrażony tym faktem (w końcu jestem w Tajlandii, no nie?) postanowiłem zrobić po co przyszedłem i odwrociłem się do pisuaru. A tu nagle: ała! Jakaś babka szczypnęła mnie w pośladek, powiedziała coś czego nie zrozumiałem i śmiejąc się wyszła z toalety. Patrycji do teraz wmawiam, że się podnieciłem, ale tak naprawdę to co najwyżej oblałem sobie nogi.


Będąc przy dobrej zabawie i kontakcie z Tajami polecamy Pana Samochodzika. Jest to pojazd (chyba stary Volkswagen Transporter), ulokowany na Rambuttri (Bangkok), pomalowany sprayem w ciapki i kolory tęczy, a służący za bar z drinkami. Obok niego kilka plastikowych stolików i krzeseł.
Pan Samochodzik ma jeden bardzo duży plus. Jego drinki są prawdziwe. Nie trzeba kosztować całych wiaderek by coś poczuć. Mojito to Mojito, Tai Mai to Tai Mai**, etc.

A jeśli mało tobie klimatu, to tańcz do muzyki klubowej, która intensywnie pulsuje z olbrzymich głośników. Możesz też sączyć drinka oglądając sport na żywo w LCD zamontowanym w tylnej klapie samochodu (wersja na smutno).

** Tai Mai jest chyba najpopularniejszym drinkiem w Tajlandii. Jeśli dobrze pamietam, to jest na bazie białego rumu i grenadiny.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz