środa, 6 listopada 2013

Fuj, będzie o kiblach!

Jedą z rzeczy, które robią tu różnicę są toalety. Są z pewnością inne niż w naszym kraju (w Europie). Czasem sprawiają, że jednak przechodzi ci potrzeba fizjologiczna, kiedy indziej, gdy potrzeba wygrywa ze strachem (np. z arachnofobią) stajemy się silniejsi, pewniejsi jutra, twardsi, krótko mówiąc odmienieni i już nie tacy sami.

Pierwsza istotna różnica jest taka, iż( jak w wielu ciepłych krajach) tutaj ludzie mają higieniczny zwyczaj się podmywać. Korzyści banalnie proste. Gdy ciurki potu spływają ci po udach, to jest to tylko pot.
Aby zadbać o pełną higienę używamy specjalnego spryskiwacza. Wygląda jak młodszy braciszek węża ogrodowego. I wór kwiatów temu, kto opanuje tę umiejętność. Weź człowieku uchwyć to tak, pstryknij sobie strugą i nie zmocz sobie ubrań... Ja nawet nie próbuję. Asia raz chodziła z mokrymi portkami..., kto wie - może się odważyła. Nie mam śmiałości zapytać. Boję się obrazowych szczegółów ;-)


W wielu miejscach po podmyciu pupska, co by resztki nie spływały do skarpet, należy papierem toaletowym jak ręcznikiem wytrzeć co mokre i broń cię panie boszeee wyrzucać to do muszli! Na ten mokry (aczkolwiek czysty!) papier jest specjalne wiaderko. Hmmmm... Guess what? Ja tam nie spryskuję tyłka strumieniem z węża, więc wbrew zwyczajom wrzucam papierki do kibelka. (Mam nadzieję, że nikt tego nie widzi i że moim "potajemnie wysłanym listem" nie zakrztusi się żadna barakuda.)


("Nie wrzucać pieprzu* do kibelka")
*chyba miało być: papiery (paper). Literówki w języku angielskim są tu na porządku dziennym.

Kolejną rzeczą jest fakt, że w wielu publicznych toaletach muszle sytuowane są na środku toalety. A że daleko od ścian to nie uświadczysz rury dopływowej (a zamiast rury odpływowej wszystko spływa gdzieś pod wylewkę toalety). Jak więc działa spuszczania wody?
Otóż obok stoi zazwyczaj pokaźnych rozmiarów miska pełna wody, a w niej mniejsza miseczka do nabierania wody. Proste, prawda? Czerpiesz wodę i lejesz do kibelka.
Mam tę przyjemność, iż dotychczas musiałem spłukać jedynie śladowe ilości moczu. Jakieś jedyne sześć - siedem napełnień miseczką i po wszystkim. Gregorij, odłamkowym ładuj! Nie pytam Kanciaka jak sobie poradził z wczorajszym wybuchem, o którym rozprawiał pół wieczoru z potem na czole i przejęciem godnym sapera. Ale wiem że wybiegł z toalety jakby go tygrys gonił a jego pierwsze słowa brzmiały:
- Szkoda mi tej kobiety, która po mnie weszła...


Jeśli należysz do rasy nadludzi i wszystkie wcześniej poruszone kwestie to zwykłe pierdoły, zachęcam bliższe bratanie się z okalającą cię przyrodą. Na porządku dziennym są gekony (uroczo czasem odpadają od zawilgoconych ścian; no i te śmieszne dźwięki jakie wydają z siebie!). Ale można też spotkać żaby i inne pomniejsze towarzystwo.


Nad wejściem do kibelka w naszym ulubionym obecnie barze (Reggae Bar) ktoś powiesił fajną tabliczkę (zdjęcie poniżej). Nie żebym bywał w Rosji, ale tabliczka w jakiś sposób podsumowuje magię miejsca wcześniej znanego nam tylko z zadumy i rozważań nad życiem (i rzycią)...


PS. Dzisiaj dziewczyny po 1,5 godzinnym spływie chciały załatwić potrzebę. Weszły do toalety dla turystów... i zaraz wyszły. Stwierdziły, że mają za słabo rozwinięte mięśnie ud i "na Małysza" robić nie będą.

PS2. Jeszcze jedna rada. Warto zaopatrzyć się jeszcze przed wyjazdem w żel antybakteryjny do dłoni. Schodzi w dużych ilościach ;-)

PS3. Ale zrobiłem się głodny przez ten wpis. Idę wsunąć jakąś krewetę w tempurze. Mniam. Ja lubię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz